Harcownik Wielkopolski

Miejsce rozważań instruktorskich

Obóz, Program wychowawczy

Obóz 2018. Co dziś o nim wiesz?

Wyczyn, wyzwanie, pokonywanie słabości i przekraczanie granic. Wielu wędrowników słowa te traktuje jako inspirację, motywują one nas do działania. A przecież właśnie na nich opierać się może obóz Twojej drużyny. Na programie obozu zaś – całoroczna praca. Zapraszam na krótkie rozważania o samorealizującym się rocznym planie pracy drużyny.

Obóz jest podstawową rzeczą w prowadzeniu drużyny. Ale obóz musi być pełen pracowitości, a nie szkołą bezcelowego leniuchowania.

Robert Baden-Powell

Prolog

Kończy się weekend majowy, a ja, uderzając w klawisze celem przelania mych myśli na ekran komputera, jestem bardziej zmęczony niż w piątek. Po raz kolejny przekroczyłem swoje granice – ukończyłem szczęśliwie swój pierwszy ultramaraton. I to jeszcze w takim miejscu – miejscu, gdzie przed dekadą nabierało tempa zwieńczenie moich trudów, niemal dokładnie po tej samej trasie…

Wrzesień 2006

Ciepły dzień, jak na wrzesień. Siedzieliśmy dość daleko od ognia, bo bliżej nie dało się wytrzymać. Przed kilkoma dniami powróciliśmy z Wędrowniczej Watry, w trudnej atmosferze – z przyczyn nieistotnych z punktu widzenia tego tekstu wracaliśmy z Watry, naszej wymarzonej, pierwszej Watry, już po trzech dniach.

Nie byliśmy zadowoleni, moja motywacja była szczególnie niska. Potrzebowałem kopa. A w miejsce kopa – SMS z zaproszeniem na ognisko. Planujemy następny rok harcerski. Niech to diabli, analizy, SWOT-y, Gantty i SMART-y naprawdę nie były tym, czego wówczas potrzebowałem.

– Pogadajmy o przyszłorocznym obozie – zaczął ognisko Tomi, drużynowy. Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Przecież dopiero wróciliśmy z obozu… a do następnego jeszcze z grubsza 11 miesięcy. – Wiecie, w przyszłym roku stulecie skautingu, Jamboree w Londynie, jedziemy? – zapytał szef.

– Drogo – argumentacja godna Wielkopolan wysunęła się na prowadzenie.

– Za starzy jesteśmy – mruknął ktoś lepiej zorientowany w przedziale wiekowym uczestnika Jamboree.

– Ale misie kolorowe – strategicznie zwrócił się do swych podopiecznych dumny posiadacz granatowego sznura – mi chodzi o tę wyprawę wędrowniczą. Że na rowerach do tego Londynu.

Uśmiechnąłem się.

To nie jest tak, że byliśmy drużyną wędrowniczą o specjalności naukowo-informatyczno-eSportowej. Żaden z nas nie był jednak tytanem sportów wytrzymałościowych. Nasze rowerowe doświadczenie ograniczało się sumarycznie do posiadania rowerów z czasów pierwszej Komunii i gry w No-Fear Downhill Mountain Biking na PlayStation. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że średnie BMI w naszej drużynie było bliżej górnej granicy normy, moje natomiast po powatrowym uzupełnianiu kalorii wkroczyło w kolejny przedział. No i do tego mieliśmy po 16, 17 lat, a kilkoro z nas w życiu nie widziało świata poza Polską. Potraktowałem propozycję z pobłażaniem.

Ale gdzieś dookoła zaczął rodzić się entuzjazm. Inni już wyobrażali sobie odnowienie Przyrzeczenia w Gilwell Park. Umięśnione nogi cisnące pedały na tle holenderskich farm wiatrowych, te sprawy. Entuzjazm szybko zaczął mi się udzielać.

Głosowanie. Propozycja przyjęta jednogłośnie.

Kurz, pot, łzy… radości

10 lipca 2007 roku. Wyjeżdżamy.
30 lipca 2007 roku. Moje przednie koło, które tego dnia pokonało prawie 170 km dzielących Calais i Londyn, przekracza bramę Gilwell Park. Na samo wspomnienie tego przechodzą mnie ciarki – niech tylko to będzie komentarzem do tego, jakie emocje towarzyszyły mi przed dziesięcioma laty.

Droga do Gilwell była niesamowita. Prawie 2 tysiące kilometrów. Dziesiątki miejsc i ludzi, których spotkaliśmy po drodze. Niesamowite uczucie, że robimy coś wyjątkowego – a przede wszystkim coś, co przed niecałym rokiem było dla nas całkowicie niewyobrażalne.

Gdybym miał wybrać jeden rok, który z całej mojej harcerskiej działalności ukształtował mnie najbardziej, w ciemno biorę 2006/2007.

„Udało się” vs „Zrobiliśmy to!”

W ostatnim czasie wielokrotnie słyszałem filozoficzne dysputy o odpowiednim doborze słów do sytuacji, o podkreślaniu tego, jakie są przyczyny pewnych zjawisk. Jak to się odnosi do 30 lipca 2007 roku?

Czy „udało nam się”? Czy nasze wykręcone kilometry zawdzięczaliśmy zewnętrznej przyczynie? Czy z tym wyjazdem mieliśmy trochę fuksa?

Otóż nie.

My „zrobiliśmy to”. Wyczyniliśmy tę wyprawę. Przekroczyliśmy swoje granice. Pokonaliśmy swoje słabości. I… nic z tego nas nie zaskoczyło, bo nic nie było dziełem przypadku.

Droga do drogi

Nie chodzi o to, byśmy osiągnęli nasze najwyższe ideały, lecz o to, aby były one naprawdę wysokie.

Robert Baden-Powell

Harcerstwo uczy nas mierzyć wysoko. Wstępując do ZHP w wieku lat 12 nie miałem wątpliwości, że kiedyś zostanę Harcerzem Rzeczypospolitej. Wiedziałem natomiast, że w tym celu najpierw muszę stać się młodzikiem. Mimo, że zostanie młodzikiem to mały kroczek na wielkiej drodze, to wiedząc, dokąd ona prowadzi – byłem zmotywowany do tego, żeby go zrobić.

U kresu wielkiej drogi w 2007 roku był Londyn. Ale jak wiele było małych kroczków na tej drodze!

Treningi. Skompletowanie sprzętu. Pozyskanie sponsorów, partnerów, środków, dofinansowań ze źródeł publicznych. Nauka języków – niemieckiego i angielskiego, również w ramach zbiórek i „samopomocy koleżeńskiej”. Szukanie informacji o miejscach, które odwiedzimy. Udział w JOTI, nawiązywanie kontaktów międzynarodowych. Organizowanie noclegów za granicą z wykorzystaniem SkypeOut. Nauka napraw rowerowych, naprawianie rowerów młodszym harcerzom w ramach służby. Wspólne rowerowe biwaki i otwarte również dla młodszych wycieczki popularyzujące turystykę rowerową. Naturalnie każdy z nas próby na stopień zbudował w dużej mierze w oparciu o wyprawę, zdobywaliśmy adekwatne sprawności. Wiele innych działań, które po dekadzie uległy już pewnemu zatarciu w mojej pamięci…

Otóż to więc. Było tyle do zrobienia. Program działania naszej drużyny na rok 2006/2007 napisał się sam.

Bądź jak Tomi

Jeśli chcesz zbudować statek, nie zwołuj ludzi, aby ci przynieśli drzewo, przygotowali narzędzi, nie przydzielaj zadań i pracy, lecz wzbudź w nich tęsknotę za dalekim, bezkresnym morzem.

Antoine de Sainte-Exupery

W tym miejscu zwykle znajduje się podsumowanie – jednakże jaką hipokryzją w kontekście wymowy całego artykułu byłoby podsuwanie domkniętych przemyśleń oraz gotowych rozwiązań!

Pozostaje mi więc życzyć udanego obozu. Najbliższego… i kolejnego!

hm. Stanisław Nowak

Theme by Anders Norén